Znowu przegapiłam swój przystanek. W autobusie w końcu nie było dzikiego tłumu, nikt nie dźgał mnie w plecy, a panie emerytki z różowymi tlenionymi włosami wyjątkowo postanowiły nie jechać na drugi koniec Krakowa w poniedziałek o godzinie szóstej rano.
Wyłączenie się przyszło automatycznie i bezboleśnie. Staram się nie patrzeć za okno, bo widoki, którymi raczy mnie miasto królów Polski jakoś nie powodują, żeby broda drżała mi z radości.
Zamiast tego uciekam do świata fikcji Gombrowicza. I staram się pamiętać, że gdzieś tam, w Maroku są jeszcze te miejsca do których będę mogła wrócić i znowu patrzeć za okno. W drodze na surfingowy spot.
Naszym celem była miejscowość Immousane. Po dwóch godzinach wjechaliśmy do miasteczka i przez szybę zobaczyliśmy takie widoki.
Zdecydowanie najpiękniejsze miejsce na surfing.