Nie ma czasu na brak czasu

Fakt, że muszę się w Australii uczyć jest niczym drzazga pod paznokciem. Nie mam na to czasu, życie za bardzo mnie absorbuje. Spirala sama się nakręca, jedno wydarzenie goni drugie, a ludzie są w końcu tacy, że chce się ich poznawać. 


Wstęp do eseju pisany gdzieś pomiędzy czekaniem na autobus jadącym na plażę, a suszeniem pianki z której nadal sypie się milion ziarenek piasku, kiedy tylko ją podniosę i potrzepię. Nie żebym się tym jakoś specjalnie przejmowała, bałagan już dawno przestał mnie irytować, egzystuję sobie w chaosie i znajduję jakiś dziwną równowagę i harmonię w tym wszystkim. 
Rzucam rzeczy na ziemię, a z torby wypada pomarańcza, która skurczyła się do rozmiaru mandarynki. Miałam zjeść ją w bibliotece czytając "Brzemię białego człowieka" Easterly'ego. Niestety, po drodze wydarzyło się tyle innych rzeczy, że w efekcie do biblioteki nigdy nie dotarłam. "Brzemię..." przeczytałam o drugiej w nocy, przy okazji jedząc obiad, który czekał na mnie od kilku godzin. 
I trzy godziny snu, co najmniej o trzy za mało.
Budzik zaskakuje mnie każdego dnia. Powinnam się przyzwyczaić, ale jakoś nigdy mi się to nie udaje. W głowie znowu pstro, żadnych poważnych przemyśleń na tematy powiązane z tym, o czym zaciekle wszyscy dyskutowali na zajęciach o godzinie zbyt wczesnej, żeby funkcjonować. Bębniłam palcami w nieskazitelnie biały blat biurka i starłam się skupić całą siłą woli na dziadeczku, który prowadził wykład. Myśli uciekały we wszystkie strony, łapałam je, ale i tak się rozbiegały. 
Niepokorne. 

Więcej słyszę dookoła siebie niemieckiego, niż polskiego. Ostatni raz z mamą rozmawiałam dziesięć dni temu, to, co dzieje się w Europie przebija się bardzo słabo, przez nawał innych, wcale nie ważniejszych informacji. Sprawdzam informacje w internecie. Rosja znowu wkracza na Ukrainę, widmo wojny posępnie wisi i czeka, żeby spać na głowę Słowianom. Ebola zabiła pierwszego Europejczyka. A ja beztrosko skaczę z kamienia na kamień, staram się nie poślizgnąć i jedyne co mnie trapi, to fakt, że piasek parzy w stopy.
Ziewam z niewyspania, bo nie ma czasu na sen. Wszyscy pytają mnie czy u mnie w porządku, bo za każdym razem łzawią mi oczy. Kiwam głową, śmieję się, wyjaśniam że tylko jestem zmęczona i no worries, I am so fine. Wszędzie to no worries, zostałam tym zakażona.

W Australii nie da się być poważnym i skupionym na ważnych sprawach. 
Na dodatek zgubiłam długopis. Jedyny jaki miałam. Studia nie są mi pisane.





Karolina Ramos

Born in 1994 in Poland. Constantly spending money on traveling.

Podobne posty: