Na pierwszej przerwie udałam się do szkolnej kafejki (choć słowo kafejka jest chyba trochę nieodpowiednie. Były to niesamowicie nowoczesne dwa pomieszczenia, z wysokimi krzesłami, białymi blatami i mnóstwem komputerów). Na stronie internetowej znalazłam adres owego muzeum i tuż po lekcjach udałam się w jego stronę.
Moje zdolności jeśli chodzi o szukanie różnych miejsc, są dosyć, bądźmy szczerzy - ubogie. Tak więc zamiast wybrać najprostszą drogę w stronę muzeum, szłam dość pokrętnie (co może wydawać się absurdalne, jeśli wiemy jak prostopadle rozłożone są ulice Manhattanu). Aczkolwiek nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ dzięki temu znalazłam piękną fontannę.
oraz miałam okazję zobaczyć bardzo fajną wystawę sklepową.
W końcu, po jakimś godzinnym spacerku, dotarłam do MOMA.
Muzeum w środku jest niesamowicie hm... przestronne, tak to chyba dobre słowo ;) Białe, wysokie ściany, nowoczesne schody, wszystko razem robi piorunujące wrażenie.
Jeśli dobrze pamiętam, to muzeum ma jakieś 5-6 pięter. Tamtego dnia dużo się najeździłam ruchomymi schodami.
Niektóre ze ścian były przeszklone.
Szczególnie fajnie to wyglądało, kiedy zwiedzający był na jednym z górnych piętr i podchodził blisko. Można było zobaczyć dobrze ulice z góry.
Szczególnie fajnie to wyglądało, kiedy zwiedzający był na jednym z górnych piętr i podchodził blisko. Można było zobaczyć dobrze ulice z góry.
Na jednym z piętr, była cała masa dziwnych pomieszczeń np. pokój całkowicie pusty, z dokładnie wymierzonymi ścianami.
Lub sala, w której stało krzesło. :)
Była też sala z klockami.
Wielka żelka?
No i oczywiście obrazy!
W jednej z sal, na środku, stał wielki snopek siana, który pięknie pachniał.
149361405076734
Miałam okazję zobaczyć naprawdę dużo szkiców i mało znanych rysunków Picassa.
Karolinka i Frida Kahlo:)
Moja przyjaciółka jest wielką fanką twórczości Salvadora Dali. Jednak ma ona takiego pecha, że do jakiejkolwiek galerii by się nie wybrała, jest albo tuż po, albo tuż przed wystawą prac tego artysty. Za to ja, żeby było śmieszniej, od kiedy tylko pamiętam, gdziekolwiek bym się nie wybrała, zawsze natykam się na jego obrazy. Tak było i tym razem.
Miałam też okazję zobaczyć dzieła pana Francisco Kupka (Kupki?), którego bardzo lubię.Nie zawiodłam się ani trochę. Nie dość, że samo muzeum jest architektonicznym cudeńkiem, to prace i eksponaty tam zebrane są genialne. Nie ma to jak umieścić wszystko warte zobaczenia w jednym muzeum, a później każde inne będzie już gorsze.
Wracając, włóczyłam się po okolicznych przecznicach. Jak od początku mojego pobytu, tak i tamtego dnia panował niewyobrażalny upał. Szukałam jakiegoś stoiska, gdzie mogłabym szybko kupić wodę.
Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle ujrzałam wielki napis "LOVE". Byłam święcie przekonana, że znajduje się on w Chicago, czy jakimś innym mieście! Nie spodziewałam się, że znajdę go w Nowym Jorku! :)
Ach kocham ten napis, też chciałabym mieć tam zdjęcie! Zazdroszczę! :P Moja przyjaciółka też jest fanką jego prac :D
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcie:)
OdpowiedzUsuńNa Szerokiej na krakowskim Kazimierzu jest taka kamienica, całkiem jak ta sala z Twojego zdjęcia - pomalowana na biało, z wypisanymi wszystkimi wymiarami. Przechodziłam tamtędy ostatnio z przyjacielem i on stanął jak wryty, coś mu nie pasowało. Zaczął grzebać w zdjęciach i faktycznie! Kiedyś drzwi były zagrodzone białą dyktą. Po bliższym śledztwie okazało się, że drzwi nie są zamknięte na klucz. Weszliśmy. Na piętrze trwał remont. Skradaliśmy się, żeby więcej zobaczyć i wtedy tuż obok jego głowy spadła cegłówka. Uciekaliśmy, aż się kurzyło (dosłownie ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia są fantastyczne. Chwilami czuję, jakbym była tam z Tobą. :) I to jest całkiem miłe! Haha.
OdpowiedzUsuń