Ten moment, kiedy wyskakując w pośpiechu z samochodu bez butów jedyna potrzebna rzecz to butelka wina. I ostatecznie aparat, który chwilę później ląduje na jakimś przypadkowym kamieniu. Cała plaża dla nas. I jednego rybaka, który ponoć chodzi tam łowić ryby codziennie. To jest
niewyobrażalne, że ludzie mają takie piękne miejsca za domem.
Chciałam napisać jak nazywa się ta plaża, ale nie pamiętam.
Wyspa Kangurów here we go again.
Teleportacja raz proszę.
O mamo, co za niesamowite, zapierające dech widoki. Taka przepiękna, a na dodatek pusta. Coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuń