Spóźnieni, dosłownie na ostatnią chwilę zdążyliśmy na prom, który przeniósł nas na Wyspę Kangurów. Tydzień wcześniej byliśmy w samym środku pustyni, dlatego też dwadzieścia kilka stopni i wiatr, który szalał w porcie były dla nas lekkim szokiem. Na wyspie miało być jeszcze zimniej. I spokojniej.
Zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc jakie kiedykolwiek odwiedziłam. Jeśli nie najpiękniejsze.
