Powrót.

Naciągnęłam sobie na głowę koc. Lała się na mnie woda. W głowie czułam tępy ból. I głośne brzęczenie. Właśnie. Brzęczenie. Coś się nie zgadzało. Koszmarne wycie. To na pewno nie działo się w mojej głowie. Wychyliłam się spod koca i zobaczyłam skaczącą po sąsiednim łóżku włoszkę, która krzyczała coś głośno w swoim języku. Jęknęłam w duchu i półprzytomna zapytałam co się stało. Trudno było ustalić która jest godzina, bo za oknem było już jasno. Ciemność w Niagara Falls zapadała na jedyne pięć godzin. Zamiast odpowiedzi otrzymałam zdziwione spojrzenie. Po czym znowu usłyszałam salwę słów, które wręcz wypadały z ust włoszki. Jedno za drugim. Zignorowałam to i wpełzłam pod koc, po to by się nie zmoczyć za nadto. Zimna woda i huk w nocy, to nic przyjemnego. Naprawdę.

Kilka godzin później ponownie otworzyłam oczy. Tym razem nie lała się na mnie woda, co przyjęłam z wielką ulgą. Przed moim łóżkiem stała włoszka i intensywnie się we mnie wpatrywała.
"You woke up." Powiedziała powoli, z mocnym włoskim akcentem.
"I guess, I did. What was it, in the night?" Sama nie wiedziałam, czy to co się wydarzyło, było naprawdę, czy miało miejsce tylko w mojej głowie.
Tym razem dostałam odpowiedź. Dowiedziałam się, że Marii tak bardzo się nudziło, że kiedy ja zasnęłam, podczas oglądania filmu "New Moon", który leciał na kanadyjskiej kablówce, ona wyszła z pokoju. Postanowiła pozwiedzać hotel. "You know, I was sooooooooooooooo bored, you were sleeping!". Powiedziała to tak, jakbym to ja była winna całego zajścia. Otóż Maria, tak bardzo się nudziła, że postanowiła zbić szybkę alarmu przeciwpożarowego. We wszystkich pokojach lunęła woda ze zraszaczy. I wszędzie słychać było potężne wycie syreny.
Patrzyłam się na nią długo i intensywnie. Przez głowę przemknęła mi nawet myśl, że może coś źle zrozumiałam. Zapytałam raz jeszcze. Raz jeszcze dostałam odpowiedź. Identyczną.
IMG_0337
Poprzedniego wieczoru, leżąc w łóżku pod kocem, obejrzałam całą sagę "Zmierzchu", która leciała na kanadyjskiej kablówce. Nie polecam, Karolina Ramos.

Będąc nadal w wielkim szoku zebrałam swoje rzeczy. Nie było ich wiele. Spakowałam swój plecak. Zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Pancakes z syropem klonowym, chluba Kanady. Syrop, nie pancakes, rzecz jasna.
Po czym ruszyłam do autobusu. Wracałam do domu. Do Nowego Jorku.
IMG_0340
Granica kanadyjsko-amerykańska. Zza chmur nareszcie wychodzi słońce. Cieszę się strasznie, nie lubię Kanady.

Po drodze zahaczyłam jeszcze o część wodospadu Niagara, który znajduje się po stronie amerykańskiej. Muszę przyznać, że jak dla mnie, jest to ta lepsza część. Musiałam odstać swoje w długiej kolejce, ale było warto. Dostałam sandały i pelerynę. I polecenie by mocno trzymać się barierki. Po czym rozpoczęłam wspinaczkę. Po schodkach, mostkach, tuż POD wodospad. W momencie kiedy stałam na moście, a woda raz po raz zalewała mi twarz, aparat i w ogóle całą mnie, zadzwonił telefon. Miałam go w kieszeni. Wyświetlił się napis Mama. Odebrałam. Krzyczałam do słuchawki "Mamo! Właśnie stoję pod wodospadem i woda mnie zmywa! Nic nie słyszę co mówisz, ten wodospad wszystko zagłusza! Musze kończyć bo zaraz dosłownie spłynę!"
IMG_9617
IMG_9619
Na tym moście stałam, w czasie kiedy dzwoniła do mnie mama. A telefon od mamy - rzecz święta, zawsze trzeba odebrać ;)
IMG_9638
Myślę, że napis "No smoking" znajduje się tam w ramach żartu ;) Wątpię, czy komukolwiek udałoby się utrzymać w ręku papierosa, nie mówiąc o zapaleniu go!
IMG_9639
IMG_9642
IMG_9650

Znowu udałam się do autobusu. Tym razem na dobre. Zapakowałam się z całym moim skromnym dobytkiem i czekałam aż zapełni się ludźmi. Po kilkudziesięciu minutach autobus ruszył. Droga mijała spokojnie, znowu śledziłam wzrokiem krajobrazy. Wielkie pola. Wielkie amerykańskie pola.
Było ciemno, kiedy autobus wjechał do Nowego Jorku. Zobaczyłam nocny, rozświetlony Nowy Jork. Taki Nowy Jork jest jednym z najpiękniejszych Nowych Jorków, jakie miałam okazje ujrzeć. Autobus zatrzymał się nieopodal Penn Station. Wysiadłam i zastanowiłam się co robić dalej. Była niedziela, środek nocy. Byłam pewna, że jeśli wsiądę do pociągu jadącego do Valley Stream i tak nie będę miała jak się dostać do domu, bo żadne autobusy nie jeżdżą o tej porze z mojej stacji docelowej, na mój docelowy przystanek.
Spędziłam urocze kilkadziesiąt minut, obrażając się w myślach i gryząc paznokcie.
"Skoro nie ma autobusu, to jest taksówka. Tak, tak, jest taksówka, przecież jest postój taksówek obok stacji Valley Stream. Tyle razy go mijałam. Ale czy te taksówki kursują w nocy?! Wątpię, na pewno ich tam nie ma. No cóż, to gdzie ja znajdę taksówkę? Za którą nie zapłacę majątku. Boże, Karolina, ty leniu, czemu nie możesz raz nic sprawdzić?! Czemuż nie sprawdziłaś tych durnych taksówek?! No trudno, jadę na lotnisko, na lotnisku są taksówki, a wiadomo, że za taksówkę z lotniska nie zapłacę jakoś dużo, w końcu Medea jechała z lotniska do domu i zapłaciła 17 dolarów. Mieszkamy w końcu nieopodal lotniska, samoloty często latają nad naszym domem."
40405_149362601743281_100000086251969_463266_6272807_n
W nocy, stojąc pod wejściem na Penn Station.
Udałam się na stację Penn Station, poczekałam na pociąg jadący na stację Jamaica. Na stacji Jamaica byłam jedyną osobą. Była druga w nocy. Po ruchomych schodach dostałam się na piętro, gdzie wydałam kilka dolarów na bilet, na kolejkę jadącą na lotnisko JFK Kennedy'ego.
Byłam jedyną osobą w wagonie. Zrobiłam cudowne kółko wokół lotniska, bo oczywiście nie bardzo wiedziałam gdzie wysiąść. W końcu do wagonu dosiadł się pewien mężczyzna. Pogawędziłam z nim sobie, tak jak to miałam w zwyczaju. To nic, że było grubo po trzeciej. Postanowiłam, że wysiądę na terminalu numer 4. Pamiętałam, że to na tym terminalu lądowałam gdy przyleciałam z Polski.
Wysiadłam. To było zdecydowanie najdziwniejsze doświadczenie mojego życia. Na terminalu nie było żywej duszy. Nikogo. Pustka. Poszłam w lewo. Długi korytarz, nie widać nawet końca. "Brawa dla tej pani, Karolina, ty jak coś wymyślisz, to naprawdę". Nic tak mi nie pomaga w trudnych chwilach jak rozmowa z samą sobą.
W końcu znalazłam wyjście. Zobaczyłam sznur żółtych taksówek! Tak, to jest to, czego potrzebowałam! Próbowałam przejść na drugą stronę ulicy. Złamałam kilka przepisów, aby to zrobić. Udało się. Stanęłam w kolejce, taksówki podjeżdżały, a jeden z pracowników lotniska je zatrzymywał, pomagał wsiąść delikwentowi, po czym odjeżdżały.
Wsiadłam do jednej. Zatrzasnęłam efektownie drzwi. Taksówka odjechała. Kierowca odwrócił się do mnie. Na jego widok jęknęłam. Hindus. Tu musi nastąpić małe wtrącenie, dygresja. Otóż nie mam zbyt dobrych wspomnień z Hindusami. Jak dotąd wszyscy, których poznałam albo próbowali mnie oszukać czy też okraść. Koniec wtrącenia.
Powiedziałam, że chcę jechać do Long Island. Taksówkarz powiedział, że to miasto jest daleko. Tłumaczyłam, że nie chodzi mi o miasto, a o dzielnicę Nowego Jorku, która mieści się w Valley Stream.
Udało się. Zrozumiał. Wyjechał na autostradę. Rzucił mi na tylne siedzenie grubą, obdartą książkę i coś krzyknął. Nie mówił za dobrze po angielsku. Praktycznie w ogóle nie mówił. Krzyczał. Pojedyncze słowa. Kazał mi znaleźć w spisie Valley Stream. Po czym pokazał gigantyczną kwotę 258 $. Tyle chciał abym mu dała. Nic nie powiedziałam. Teraz to ja zaczynałam udawać, że nie mówię po angielsku. Poprosiłam grzecznie, aby włączył licznik i zapłacę tyle ile jest na liczniku. Nakrzyczał na mnie jeszcze bardziej. Siedziałam więc cicho i obgryzałam tylko paznokcie. Nagle skręcił. Moje wnętrzności również się skręciły. Ze strachu. Wjechaliśmy w jakąś dziwną uliczkę, żadnych aut. Na pewno nie tędy jechałam za pierwszym razem z lotniska do domu. Jechał on dalej i dalej. Każda minuta trwała wieczność. Tyle nie jechało się z lotniska do mnie. Byłam pewna. Wiedziałam również, że jeśli czegoś nie zrobię, to również ten Hindus może okazać się niezbyt miłym. Wyciągnęłam telefon. Udawałam, że dzwonię. Wesoło paplałam o tym i owym. Zapytałam pana taksówkarza jak daleko jeszcze. Odparł, że niedaleko. Powtórzyłam to do telefonu. Kilka razy powiedziałam, że bardzo się cieszę, że tyle osób na mnie czeka i na pewno za chwilę będę.
Taksówkarz nagle zawrócił. Znowu wyjechaliśmy na autostradę. Znowu coś krzyczał, tym razem do siebie.
Na osiedlu byliśmy jakieś pięć minut później. Zatrzymał się, kazał mi wysiadać i płacić. Powiedziałam, że nie zapłacę tyle. Nie włączył liczniku. Wymyślił sobie, że mam zapłacić 258 dolarów, których nawet nie miałam. W portfelu posiadałam jedyne 40 dolarów. Powiedziałam, że dam mu 40. Tyle ile kosztuje kurs taksówki z lotniska na Manhattan.
Oburzony zaczął krzyczeć. Zaczęłam biec. Jechał za mną. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Gigantyczne osiedle, na którym potrafiłam zgubić się w ciągu dnia, w nocy nie jest ani troszkę lepsze. Błądziłam. Na zmianę, biegłam i stałam jak słup soli. W końcu przyjął ode mnie pieniądze, po to by powiedzieć, że dzwoni na policję. Poprosiłam, żeby to zrobił. Rozzłoszczony jeszcze bardziej, kazał dać mi portfel i telefon. Odmówiłam.
Zamiast tego wpadł mi do głowy iście szatański pomysł. Byłam pewna, że mam w plecaku plastikową, nieważną kartę, którą dostałam kiedyś od mamy. Dałam mu ją, mówiąc, że nią zapłacę. W czasie kiedy pan zajmował się kartą, która dziwnym trafem nie chodziła, ja zwiałam. Do czyjegoś ogródka. Siedziałam i obserwowałam złość taksówkarza. Wysiadł on z wozu i zaczął mnie szukać. Wstrzymałam oddech i czułam jak krew płynie przez całe moje ciało.
W końcu dał sobie spokój. Odjechał.
Bezpiecznie wyszłam z ogródka. Rozpoczęłam poszukiwania mojego domu. Spędziłam ponad godzinę błądząc po osiedlu. W końcu zobaczyłam znajomą wieżyczkę. Otworzyłam sobie drzwi, weszłam po schodach i usiadłam na łóżku. Byłam tak przerażona, nabuzowana i wściekła, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Rozpakowałam plecak. Położyłam się. Robiło się już jasno.
Dwie godziny później wstałam do szkoły.
W drodze na pociąg zobaczyłam wspomniany postój taksówek. Z ciekawości podeszłam i zapytałam, czy w nocy też były tu czynne taksówki. Okazało się, że były. I że gdybym zdecydowała się na jedną z nich, w domu byłabym jakieś 4 godziny wcześniej. I zapłaciłabym tylko 7 dolarów.

Tak, ta historia jest bardzo typowa dla mnie.
Ale cóż, człowiek uczy się przez całe życie. Na przyszłość już nigdy nie będę jechać w środku nocy na lotnisko.

Karolina Ramos

Born in 1994 in Poland. Constantly spending money on traveling.

9 komentarzy:

  1. właśnie to robię, ale na początku zastanawiałam się nad charakterem bloga i całe szczęście, że nie zdecydowałam się na coś innego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale fajne ;) obserwuje,a Ty? pozdraawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. o matko, niezła historia! :o
    dziękuję za komentarz u mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym chyba zeszła na zawał. Tak, to prawie pełne :P A opowiesz o tej próbie porwania? :P

    OdpowiedzUsuń
  5. No wiem, znam tę stronke ale głupio mi tak zaprosić nieznajmą osóbke na sesje ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo fajnie miałaś, że w USA byłaś;) !

    OdpowiedzUsuń
  7. wow! nieźle. na pewno będę tu zaglądać, bo ciekawe życie tam miałaś! nie ma co!! :P :)

    OdpowiedzUsuń
  8. u mnie również pogoda nie dopisuje i też nie czuję wakacji. Co do zdjęć są świetne ;>
    Też chciałabym pojechać do USA ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Może i ja przekonam się do sukienek, kto wie... :)

    Jak to się w ogóle stało, że wylądowałaś w Stanach? Na razie przeczytałam tylko notki z kwietnia, ale już się wciągnęłam i jestem pewna, że jeszcze dzisiaj zapoznam się z kolejnymi! Na razie tylko obiecuję, że będę u Ciebie stałym gościem i gratuluję spełnionego marzenia! :D

    OdpowiedzUsuń